Strona:Grazia Deledda - Po grzesznej drodze T.I.djvu/66

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

kobiety tłumnie schodziły do studni, prowadzono konie do upoju, niejeden wóz z ciężarem przesunął się gościńcem.
Wieczór zapadał piękny i łagodny.
Góra ponad gościńcem spała już na tle zimnego nieba o barwie popiołu, zmrok rozpościerał się na dolinie, tylko na zachodzie ostatnie domy miasta i fantastyczna w kształtach katedra rysowały się wspaniale, jak zamczysko na złotem tle nieba.
Doszedłszy do studni, Sabina i Marja usiadły na kamieniu i czekały, aż inne, wcześniej przybyłe kobiety napełnią amfory.
— Kumo Sabino; Kumo Marjo — witano wesoło na lewo i prawo obie kuzynki, przypuszczając je w tej chwili do gawęd, do plotek i do kursujących wdzięcznych a złośliwych przycinków.
Gadano głośno, wesoło, kąśliwie. Jakaś mała czarna dziewczyna z zawiązanem jednem okiem myła nogi i klęła swoją chlebodawczynię; jakiś chłopak wlazł na murek, obramiający gościniec i pluł zgóry na kobiety, które wymyślały mu ze złością, zadzierając w górę głowy. Jakiś człowiek schodził do studni, aby napoić troje prosiąt, zanim zejdą z pastwiska. Były to trzy zgrabne stworzonka w białe i czarne pasy, jak małe dziki z umorusanemi ziemią różowemi pyszczkami. Rozbiegły się, tocząc i zamiast pić, uciekły od studni w krzaki. Pasterz tymczasem gwizdał na nie, aby wróciły. Chłopak, który pluł, zapatrzył się w prosięta, i tym sposobem kobiety napełniły spokojnie dzbany, ale nie chciały się rozejść, podniecone wymyślaniem. Ostatni październikowy wieczór zapadał coraz chłod-