Strona:Grazia Deledda - Po grzesznej drodze T.I.djvu/35

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

samym sobą. Więc nie omylił się wtedy wieczorem, czując się dotkniętym i oszukanym, gdy myła twarz w strumieniu? Głupia, po dziesięć razy, głupia! Ale on się zemści! Przecież jej właściwie dotąd nic nie powiedział, a jeżeli spotka ją kiedyś, pozwoliwszy jej długo czekać na siebie, powie jej coś, co popamięta.
Myśl o gniewnej zemście uspokoiła go na chwilę, ale noc spędził bardzo smutną. Nie mógł się rozstać ze swojem marzeniem, wykwitłem na słońcu w pogodnem powietrzu doliny. Marzenie to teraz rozwiało się w szyderczym śmiechu i plotkach dziewczęcych. Wspomnienie jasnych pukli Sabiny dręczyło go ciągle i napawało goryczą. Po pewnym czasie starał się pocieszyć myślą, że właściwie dobrze się stało, iż odsłonił mu się charakter Sabiny, zanim się oświadczył... i z tą marną pociechą zasnął prawie uspokojony.
Ale, obudziwszy się bardzo wcześnie, po krótkim i ciężkim śnie, na macie w kuchni Noinów, doznał bolesnego uczucia, jak gdyby mu kamień ciężył na sercu. Zwykł był budzić się z radosną myślą o Sabinie, z nadzieją zobaczenia jej tego dnia lub następnych; teraz, obudziwszy się rano, i nie mogąc cieszyć się tą myślą, czuł pustkę bolesną dokoła siebie i miał wrażenie, że głucha ciemność kuchni zalega jego serce. Powróciło zmartwienie, gniew i ból. Wejście Marji ożywiło go trochę. Udał, że śpi, ale przymkniętemi oczyma śledził każdy ruch młodej gosposi. A ruszała się po cichu, bo była boso. Otworzyła lufcik i szare światło poranka oświetliło kuchnię. Potem zdjęła chusteczkę, umyła się, a zakasawszy do łokci rękawy koszuli, rozpaliła ogień