Strona:Grazia Deledda - Po grzesznej drodze T.I.djvu/167

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Jego uczucia religijne i tak słabe i nie podtrzymywane, zapadały w ruinę i obraz prosty a wzniosły sprawiedliwego Boga rozwiewał się w nicość. Więzień z Fonni w czasie między lekcjami wykładał mu różne przewrotne teorje społeczne i religijne, Mówił dobrze, wpadał w rozmaite, narzucające się słusznością, sofizmaty, miał przekonywającą wymowę i miły głos, a Piotr słuchał go żarliwie, ze zmarszczonymi brwiami.
Prawie wszyscy towarzysze więzienni stanowili szajkę złoczyńców, wypuszczonych zbrodniarzy, którzy wyrażali się jak ludzie niscy i źli, sam oddech niektórych z nich zatruwał cuchnące powietrze więzienne. A wdychając to powietrze, Piotr psuł się, jakby zatruty jadem; może zdrowa jego natura byłaby zwyciężyła wszelkie złe wpływy, gdyby nienawiść, żal, niesprawiedliwość ludzka, miłość i rozpacz nie ciążyły nad nim tak przemożnie.
Była to chorobliwa zmora i niepokonana. Wstręt, jakiego doznawał nieraz instynktownie w towarzystwie ludzi zepsutych, i fakt, że czuł, jak jemu samemu psuje się charakter, wpływały podniecająco na jego namiętność, W przymusowem zamknięciu, na jakie był skazany, twarze Marji i Franciszka prześladowały go coraz bardziej i w dzień i w nocy, we śnie i na jawie, a kiedy pewnego dnia dowiedział się, że narzeczeni mają się wkrótce pobrać, rzucił się ze wściekłością na kratę i zaczął nią targać, jakby chciał ją połamać. Ta bolesna nowina wprawiła go znów w cierpienie pierwszych dni, dusił się, szalał na myśl, że może wyjść zapóźno z więzienia. Ostatni tydzień był bez-