Zrobiło mu to olbrzymią przyjemność, choć radość była gorzka i zdradliwa, jak złoty kielich, zawierający nieznaną truciznę.
Czuł zadowolenie z wielkiej zdobyczy, która rozszerzała jego dziki widnokrąg myślowy. Ale namiętność jego pozostała niezmieniona, a dni bezczynne i jednostajne, jemu, nawykłemu do ruchu i pracy, ciążyły, dłużąc się w nieokreśloność i wzmagały jeszcze bolesne uczucia.
Nieraz w ponurej ciszy więziennych nocy, przerywanej tylko szumem wiatru lub krzykiem straży, czuł, niemal jak ból fizyczny, tęsknotę za wolnością, za wieczorami przy ognisku w kuchni Noinow i za swoją miłością dla Marji.
Myślał o Franciszku Rosanie w napięciu nerwów i z zaciśniętemi pięściami. Nienawiść wsiąkła mu w krew jak trucizna; niejednokrotnie oskarżał Franciszka za swoje obecne nieszczęście, myśląc, że gdyby nie był poszedł pewnej nocy do Nuoro skraść rewolweru ciotce, nie byłby zgubił krzesiwka i zwracał się po ogień do chłopów, z którymi został tak niegodnie zaaresztowany.
Dziwna to była logika, ale niestety w ostatnim miesiącu więzienia rozumowania Piotra Benu przybrały dziwaczne i zdradliwe wężowe linje.
Jakkolwiek sądził, że już jest spokojny, zrezygnowany w swem łzawem nieszczęściu, ponura wściekłość, zawiść i bunt głęboki przeciwko losowi i ludziom gryzły mu duszę.
Strona:Grazia Deledda - Po grzesznej drodze T.I.djvu/166
Wygląd
Ta strona została przepisana.