Strona:Grający las i inne nowele.djvu/130

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

słuchał... w ruchach jego było coś nienaturalnego, groźnego... wyglądał jak lunatyk. Począł szeptać: — „Kati! wołasz mię... słyszę twój płacz... gdzieś głęboko, pod falą, na samym dnie... chodź biedoto... podaj mi rękę... pomogę ci na świat, na jasny świat... biedna, cudzoziemska Madonno“... — Nerwy Henryka porwały się... na duszę padł mu śmiertelny lęk... podrażniona fantazya roiła straszne obrazy... zdawało się, że słyszy najwyraźniej złowrogi plusk wody wpływającej na dno gondoli... Ze ściśniętego gardła wykrztusił tylko jedno słowo: Woda!! A potem począł macać deski na dnie statku... Dotąd były suche... lecz, co będzie dalej... Pani Rena przymknęła oczy i nie poruszyła się ze swego miejsca. Henryk tymczasem szalał... ukląkł na dnie gondoli, przesuwał dłonie po deskach, nasłuchiwał szumu morza, trząsł się jak w febrze i ze szczękającymi zębami śledził wszystkie poruszenia gondoliera. Mówił przytem jakieś bezładne słowa, zwracając się do swej towarzyszki, to znowu do staruszka, który zdawał się nie słyszeć i niczego nie pojmować. Wreszcie przypadł jak dziecko do kolan pani Reny:
— „Pani Reno! słodka pani Reno... proś tego