Strona:Grający las i inne nowele.djvu/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

uwagi. Wskutek tego cały dzień toczy się na swoich krótkich nogach przez trawniki parku, ugania za motylami albo zrywa „kaki“ (kwiaty). W wolnych chwilach bywa bity przez wszystkich. Bije go mama, tato, ciocia, Wisia, niańka, kucharka i służba folwarczna. Zbych przyzwyczaił się już do tej operacyi. Przyjmuje te razy zasłużone lub niezasłużone ze stoickim spokojem. I tylko wykrzywia po wszystkiem twarzyczkę w grymas niezadowolenia i drapie się zabawnie w zbolałe miejsce. Lecz czasem i on ma swoje humory. Wówczas, zaledwie go dotknie ręka karząca, wydaje ze swego gardła przeraźliwy, przenikający jak sztylet krzyk i drze się tak z całych sił nie dla bolu, tylko dlatego, że czynność ta sprawia mu wielką satysfakcyę. Wie on dobrze, jak się to kończy. Mama, wzruszona jego nieszczęściem, przynosi mu zawsze „cuklu“ lub „buły“
Chłopiec największe zaufanie czuje tylko do niani. Ona jedna chodzi z nim na dalekie spacery do lasu, ona jedna tylko umie śpiewać takie ładne i zabawne piosenki, które roznoszą wśród drzew tajemniczem echem i mają takie dziwne słowa, jak: