Strona:Gerhart Hauptmann - A Pippa tańczy.djvu/62

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.


(Ciężko oddychając upada na stołek i ociera pot z czoła. Wann podnosi się z pewnem ociąganiem się).
WANN. I naprawdę myśli pan poddać się kuracyi? Chce się pan rzeczywiście rękom moim powierzyć?
DYREKTOR. Naturalnie! nacóżbym tu przychodził!?
WANN. I cicho się zachowywać, jeśli będzie koniecznem, to złe nasienie ze wszystkiem, aż do zarodka rozgałęzionego już korzenia, z duszy jednem szarpnięciem wyrwać?
DYREKTOR. A jeśli to jest końska kuracya!
WANN. Teraz, proszę uprzejmie uważać, kochany dyrektorze. — Teraz klaskam po raz pierwszy w ręce. — (Czyni to) Gdyby starzec niczego więcej nie umiał ponad to co umie młody człowiek, czyż to byłoby treścią starości? — (Wyciąga długą, jedwabną chusteczkę). — Teraz po raz drugi klaskam! — (Czyni to.) — Następnie wiążę sobie tą chustką usta, podobnie, jak to Pers przy modlitwie robi...
DYREKTOR (niecierpliwie). A potem wyniosę się, gdyż widzę, że kpicie ze mnie mistrzu Wannie!
WANN... Potem: incipit vita nova, dyrektorze! — (Przesuwa chustkę przed ustami i silnie klaska w ręce.)
(Natychmiast wpada, jak czarem wywołana, Pippa, półzmarznięta, ciężko oddychając; mglisty obłok wtacza się za nią).
PIPPA (z całej siły, ochryple krzycząc). Ratunku, ratunku! — Ludzie pomóżcie! trzydzieści stąd kroków Michaś w śniegu umiera! leży i dławi się! nie może się podnieść! dajcie światła! on zmarznie! nie
—   58   —