Strona:Gabryela Zapolska - Śmierć Felicyana Dulskiego.djvu/8

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

to, ma twarzyczkę Madonny zakatarzonej. Jest w niej jednak lęk istoty, bojącej się życia. Natomiast Hesia ma w sobie zdecydowanie kogoś, kto już wziął się za bary z tem, co jej było przeznaczone. Pewien uśmieszek drga u niej w kącikach ust, które pełne, czerwone, trochę spierzchnięte, pracują usilnie, aby pochwycić ruch żucia owej »żółci«, którą matka transportuje ze sobą codziennie z tragizmem skazanej na wieczyste męczarnie istoty, która »życie ze siebie wypluła«, a teraz »taką ma wdzięczność...«

· · · · · · · · · · · · · · · · · · · ·

O co chodzi pani Dulskiej — poniżej.

· · · · · · · · · · · · · · · · · · · ·

Obok niej przy stole Felicyan. On jest bez zmiany. Zawsze zasuszony, pergaminowy. Zmarszczył się tylko trochę, ale suchy jest tak, jak trzaski, trzymane długo przy piecu przez starowną kucharkę. Tylko tam coś, coś pod skórą, za każdym jękiem Dulskiej, jakby się przewija, jakby iskra przeleci, jakby ktoś niteczką pociągnął. Felicyanowi zaświeci się w oczkach, pod powiekami jakieś światełeczko. Nic więcej. Je dalej to, co mu żona