Strona:Gabryela Zapolska - Śmierć Felicyana Dulskiego.djvu/51

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

począł wysuwać chudą, kosmatą nogę z pod kołdry.
Pragnął wstać i napić się wody.
Karafka stała, według zwyczaju i tradycyi, na komodzie, na tacce zielonej i nadgryzionej czasem — wraz ze szklanką. Felicyanowi pić się chciało bardzo. Jakieś gorączki go trawiły od pewnego czasu. Krył się z niemi w obawie Cascary i plastrów Rigollot, któremi wojowała energicznie Dulska.
Wreszcie Felicyan wydostał się z pod kołdry. Gdy stanął nagle na dywaniku przed łóżkiem — Don Kiszot fatalny i małomiejski — w swej koszuli, zahaftowanej ironicznie u szyi w różowe łabędzie, miał pozór lalki, wykrojonej z papieru wiotkiego, pokrytego zlekka płaskiem malowaniem. Aż wiało od niego zasuszoną nędzą życiową. Wstrząsnął nim dreszcz i kaszel, lecz szybko stłumił go, spoglądając lękliwie w stronę żony. W spojrzeniu tem był nie tylko lęk, ale i nienawiść, gromadząca się latami w zacieśnionej komórce serca, które dawno do jasnych punktów rwać się przestało.
Dulski cicho, jak ćma, posunął się ku komodzie. Światełko lampy wydobywało na jaw