służącą. Najpierw uprzejma — czuć było, iż w zanadrzu ma na zmianę kilka garniturów szponów, które w miarę stępienia zanurzać będzie z całą przyjemnością w tak zwane »serce« pani Dulskiej. Była ona tą, która zapłaciła i której dano towar trochę wybrakowany i zleżały. Musiała się do stanu rzeczy zastosować, bo wiedziała, że Brajburównie nie wolno rozwiązywać tego, co związano w niebie, to jest małżeństwa. Ale mściła się na gnieździe, to jest na handlu, z którego wzięła ów towar, i główną winę przypisywała Dulskiej, jako reprezentantce rodu.
Nikt nie zdoła opisać talentu, z jakim Milunia potrafiła wynaleźć te podłe strony drobiazgów, zlepiając życie »mateczki«, Zbyszka. Znajdowała i z naiwną miną zapytywała: »to się tak powinno robić?« — Nie dla tego, aby miała sama wyższy ideał życiowy. Tylko dla tego, że mogła bryznąć błotkiem w oczy Dulskiej.
A w duszy aprobowała najzupełniej, ale po cichu, skrycie.
Znalazła jeszcze jeden sposób upokorzenia Dulskiej.
Strona:Gabryela Zapolska - Śmierć Felicyana Dulskiego.djvu/45
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.