Strona:Gabryela Zapolska - Śmierć Felicyana Dulskiego.djvu/103

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A zresztą nic nie mam! — zaczęła znów Dulska.
Lecz tu nastała zmiana w scenach jej widzenia. Bo na czubku głowy zachwiał się melancholijnie kapelusik tyrolski i spadł na ziemię.
Dulska pochwyciła kapelusz i skierowała się ku sypialni.
Lecz od ściany oderwała się Mela blada i zdeterminowana.
— Proszę mamci! — powiedziała — tu naprzeciwko... na parterze... ten młody medyk — to on teraz już jest doktorem. Onby przyszedł.
Przy tych słowach z bladej Mela stała się purpurową.
I z brzydkiej — śliczną.
Jakby ktoś zaświecił lampką delikatną w jej głębi.
I rozsłonecznił ją całą.
Lecz Dulska tego nie widzi. Zwraca się natomiast ku Meli groźna i marzycielsko-obowiązkowa:
— Skąd ty o tem wiesz?...
— Ja... tak... myślę. Bo na to doktór przecież, żeby do chorych chodził. I jemu można