Strona:Gabryela Zapolska-Pani Dulska przed sądem.djvu/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pani Dulska aż zdębiała. W jednej chwili ogarnęła myślą sytuacyę i wyjątkowo w duszy przyznała Zbyszkowi racyę.
Bardzo umiejętnie przelawirowała w tej drażliwej sprawie. Matylda Sztrumpf skryła się w najtajniejsze zakątki swego apartamentu, a pani Dulska oświadczyła księdzu, iż ta lokatorka wyjechała do rodziców i klucz ze sobą zabrała.
— Tak żałuję... tak żałuję... powtarzała pani Dulska, depcząc księdzu po piętach — i ona będzie żałować, bardzo godna dama, bardzo miła...
— Nigdy nie pozwoliłabym na profanacyę — uspakajała swe sumienie Dulska, bo coś tam zaczęło ją kręcić, gdy ksiądz uczciwie i serdecznie modlił się, obchodząc ściany jej domu — w swej świeżo wypranej, wykoronkowanej komży.

I tak żyłyby Matylda Sztrumpf i pani Dulska pod jednym dachem cicho, zgodnie, przyjemnie dla stron obu.
Wprawdzie w oficynie krawcowa i żona konduktora kolejowego coś niecoś miały przeciw „prywatyzującej“, ale pani Dulska umiała godnością swoją pokryć wszystko i nawet przeciągnąć panią Oderwankową na stronę kokotki. Żona konduktora czuła się zaszczyconą względami pani gospodyni i zaczęła widzieć w Matyldzie Sztrumpf damę miłą i elegancką, żyjącą z własnych funduszów.
— A zresztą... kto wie, moja pani, co to jest właściwie.