Strona:Gabryel d’Annunzio - Tryumf śmierci.djvu/86

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Zatrzymał się przed Hipolitą, ujął obie jej ręce i spytał:
— W ciągu tych kilka dni, czy byłaś szczęśliwą? Odpowiedz.
Głos jego był dziwnie wzruszony i ponętny.
Odpowiedziała:
— Szczęśliwą jak nigdy!
Jerzy czując w tej odpowiedzi szczerość głęboką, uścisnął silnie jej dłonie i podjął znowu:
— Będzież ci teraz możliwem powrócić do zwykłego twego życia?
Odparła:
— Nie wiem; nie patrzę w przyszłość. Wszak wiesz, że wszystko stracone.
Spuściła oczy. Jerzy objął ją namiętnym uściskiem.
— Kochasz mnie, wszak prawda? Jestem wyłącznym celem twego istnienia; nie widzisz prócz mnie nic w twej przyszłości...
Z uśmiechem niespodzianym, który podniósł długie jej rzęsy, odparła:
— Tak jest, ty to wiesz dobrze.
On dodał jeszcze cichutko z głową pochyloną aż na jej piersi:
— Znasz moją chorobę.
Ona zdawała się odgadywać myśl kochanka. Jakby zwierzając się wzajem, szeptem, co zdawał się zacieśniać koło, w którem oddychali równocześnie i w którem jednako biły ich serca, spytała: