Strona:Gabryel d’Annunzio - Tryumf śmierci.djvu/77

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— I to była pierwsza z wielkich naszych nieostrożności.
— To prawda.
— I cóż to szkodzi? Czyż tak nie lepiej? Czyż nie lepiej, że dziś należę do ciebie całkowicie? Ja nie żałuję niczego?
Jerzy ucałował ją w skroń. Rozmawiali długo o tym epizodzie, który pośród ich wspomnień był jednym z najpiękniejszych i najnadzwyczajniejszych. Przeżywali myślą minuta za minutą te dwa dni tajemniczego życia w hotelu Danieli, dwa dni zapomnienia, upojenia najwyższego, przez ciąg których zdawało się, że utracili jedno i drugie wszelką świadomość świata i wszelkie poczucie poprzedniej swej istoty.
Dni te znaczyły dla Hipolity początek niedoli. Następne listy zawierały wzmianki dotyczące tych pierwszych ciężkich prób. „Kiedy pomyślę, że jestem pierwiastkową przyczyną twych cierpień i przykrości rodzinnych, nieopisany dręczy mnie wyrzut sumienia, i aby uzyskać dla siebie przebaczenie za złe, którego jestem przyczyną, pragnąłbym, abyś znała dokładnie całą wielkość mego uczucia. Moja miłość — czy ty ją znasz dobrze? Czyś ty pewna, że moja miłość będzie mogła opłacić ci długą niedolę? Jestżeś tego pewną, niezawodnie pewną, głęboko przekonaną?“ Zapał wzrastał z każdą stronnicą. Potem od kwietnia do lipca była przerwa niejasna, bez dokumentów. Podczas tych czterech miesięcy do-