Strona:Gabryel d’Annunzio - Tryumf śmierci.djvu/60

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— O tobie.
Myślał o niej, o jej poślubnej podróży, o zwykłych sposobach postępowania młodych małżeństw. „Bez wszelkiego wątpienia znajdowała się także sama z mężem, jak jest teraz ze mną. I może to właśnie wspomnienie czyni ją tak smutną“! I przyszły mu na myśl także przelotne przygody między jedną a drugą stacyą kolei, nagłe niepokoje, jakie budzi jedno spojrzenie, nieznane porywy zmysłów w czasie długich, kanikularnych popołudni lata. „Co za okropność! co za okropność“! Zerwał się a ruch ten dla Hipolita był zawsze niezawodnym symptomatem złego, co dotykało jej kochania. Ujęła go za rękę i spytała:
— Cierpisz?
Skinął głową na znak potwierdzenia; patrząc na nią z bolesnym uśmiechem. Ale ona nie miała odwagi posuwać dalej pytań, obawiając się gorzkiej i przykrej odpowiedzi. Wolała umilknąć i złożyła tylko długi pocałunek na jego czole, pocałunek zwykły, którym miała nadzieję za żegnać i przerwać gorzkie jego rozmyślania.
— Patrz, już Cecchina! — zawołała z pewną ulgą na odgłos gwizdnięcia, zwiastującego przybycie. — Prędzej, prędzej! mój najdroższy, trzeba wysiadać.
By go rozweselić, sama udawała wesołą. Spuściła szybę i wysunęła głowę.