Strona:Gabryel d’Annunzio - Tryumf śmierci.djvu/518

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

kochała nas ona niezmiernie... Nasz pokój miał okno łączące się z cysterną. My obie z figlów siadałyśmy często przy tem oknie, by czerpać wodę małem wiaderkiem. Pewnego dnia matka wyszła a my przypadkiem zostałyśmy same. W kilka minut później, ku wielkiemu naszemu zdumieniu, powraca zapłakana, drżąca, zmieniona. Bierze mnie na ręce i okrywa pocałunkami, łkając jak szalona. Wyszedłszy na ulicę, miała przeczucie, żem wypadła przez to okno!
Jerzemu przyszła na pamięć twarz starej historyczki, na której widniały wzrosłe aż do przesady wszystkie wady twarzy córki: zbytnio rozwinięta dolna szczęka, długa linia podbródka, szerokość nozdrzy. Stanęło mu w oczach to czoło furyi, nad którem sterczały siwe włosy, suche i gęste i te oczy ciemne, ponure, zagłębione pod łukiem brwi, które zdradzały fanatyzm bigotki i uporne skąpstwo małomieszczanki transtewerańskiej.
— Widzisz tę bliznę u mnie pod brodą? — ciągnęła dalej Hipolita. — To także pamiątka matki. Chodziłyśmy wówczas do szkoły; siostra moja i ja, dostałyśmy bardzo ładne sukienki, które kazano nam zdejmować po przyjściu ze szkoły. Pewnego wieczora, powróciwszy, zastałam na stole fajerkę ciepłą i zaczęłam przy niej rozgrzewać sobie zziębnięte ręce. Matka mówi: „Idź się rozebrać!“ Odpowiedziałam: „Idę“ i grzałam się dalej. Matka powtórzyła: „Idź się roze-