Strona:Gabryel d’Annunzio - Tryumf śmierci.djvu/443

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

gwiaździstego nieba stawała się coraz głębszą. Ale od strony brzegu zbliżał się grzmot, niepodobny do żadnego innego odgłosu, grzmot dobrze znany. A kiedy zwrócił się w tę stronę, zobaczył dwie latarnie pociągu, podobne do błysku dwojga oczu płomiennych.
Ogłuszający, szybki i złowrogi pociąg, co przebiegał, wstrząsał całem przedgórzem; w jednej sekundzie przebiegł drogę odkrytą; potem z gwizdem i bukiem zniknął w paszczy przeciwległego tunelu.
Jerzy porwał się jednym skokiem. Spostrzegł, że sam jeden pozostał na trabocco.
— Jerzy! Jerzy! Gdzie ty jesteś?
Było to wołanie niespokojne Hipolity, która przychodziła po niego; był to krzyk udręczenia i trwogi.
— Jerzy! Gdzie jesteś?