Strona:Gabryel d’Annunzio - Tryumf śmierci.djvu/214

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Stajnia pełna gnoju, sprawia daleko więcej cudów niż kościół, pełen świętych.
Mówił ukazując palcem w końcu ogrodu zagon kwitnącej fasoli:
— Fasola to forpoczta i szpieg całego roku.
Wietrzyk poruszał całym zagonem, zaledwie widocznie. Drobne listki szarawo-zielone poruszały się pod kwieciem białem, ponsowem lub błękitnem. Każdy kwiat zdawał się wpół rozchylonemi usty i miał dwie plamki czarne niby oczy. U tych, które nie były jeszcze całkowicie rozwinięte, górne listki pokrywały nieco plamki jak blade powieki na źrenicach w bok patrzących. Drżenie wszystkich tych kwiatów, opatrzonych w oczy, miało dziwnie zwierzęcy wyraz, pociągający nieopisanie.
Jerzy myślał: „Jakże Hipolita będzie tu szczęśliwą! Ma ona gust rozwinięty dla wszystkich skromnych powabów przyrody. Przypominam sobie jej okrzyki zachwytu i radości, ilekroć odkryła nową jakąś, nieznaną sobie roślinę, kwiat jakiś, listek, jagodę innego kształtu, dziwaczny owad, cień oryginalny, refleks“. Przedstawił ją sobie zwinną i żwawą w pełnych wdzięku pozach pośród zieleni. I nagły niepokój go przejął: niepokój odzyskania jej, posiadania całej zupełnie, niepodzielnie, żądza, by go ukochała niezmiernie, by obdarzała go w każdej sekundzie nową rozkoszą. „Oczy jej pełne zawsze będą mnie. Wszystkie jej zmysły zostaną zamknięte