Strona:Gabryel d’Annunzio - Tryumf śmierci.djvu/118

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Baron przyznawał słuszność argumentacji młodego doktora i za każdem jego zdaniem potwierdzał:
— Bez wątpienia, bez wątpienia.
Obalali burmistrza.
Albert siedział obok Kamili swej narzeczonej. Połyskujący był cały i różowy jak figura woskowa, brodę miał ściętą w klin, włosy rozdzielone w pośrodku głowy na dwie równe połowy, kilka pukli starannie ułożonych dokoła czoła i okulary na nosie w złotej oprawie. Jerzy zastanawiał się: „To więc jest ideał Kamili. Lata całe kochają się już miłością niepokonaną. Wierzą w przyszłe swoje szczęście; zdawna już do tego szczęścia wzdychali. Niewątpliwie Albert oprowadzał się z tą biedną dziewczyną pod rękę, po wszystkich miejscach nadających się do idylli. Kamila nie należy do bardzo zdrowych; miewa jakieś urojona słabości; od rana do wieczora tylko dręczy fortepian, swego powiernika, nokturnami. Pobiorą się; jaki też będzie ich los? Młody człowiek ambitny i próżny, młoda dziewczyna sentymentalna wśród drobiazgowego, nędznego prowincjonalnego otoczenia...“ Przez chwilę jeszcze, w myśli rozwijał ukształtowanie się przyszłe tych dwu miernych egzystencyi i poczuł znowu litość dla tej siostry. Przypatrywał się jej.
Fizycznie była ona do niego nieco podobną. Wysoka i smukła z pięknemi jasno kasztanowatemi włosami o jasnych, ale mieniących się