Strona:Gabryel d’Annunzio - Ogień.djvu/45

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ścisz im życie wyższe, piękniejsze, cud przeistoczenia otaczających nas rzeczy i warunków, w doskonalsze, bardziej harmonijne. Wierzą oni, że cudu tego dokonać jeno może sztuka nowa. Gdy posłyszeli, że się dasz słyszeć w Wenecyi, w dożów pałacu, najpiękniejszem i najsłynniejszem miejscu świata, ławą tu napłynęli, by cię ujrzeć i usłyszeć w niezrównanych tych ramach, co się im zdają godnem ciebie tłem. Stary pałac dożów, przez niezliczonych lat noce milczący, ciemny, rozświeca się na raz, ogniami płonie, napełnia życiem. W rozumieniu przybyłych twoja moc tylko dokazać mogła tego cudu. Niechże ci się zdaje, że dla nich i do nich wyłącznie przemawiać dziś będziesz a wypełnisz warunki któreś dopiero stawiał, zabierającym głos publicznie. Istotnie, możesz w słuchaczach swych wzniecić ruch i czyn; wskażesz im drogi, któremi ciążyć mają do Ideału. Dla iluż ta dzisiejsza noc wenecka pozostanie na zawsze pamiętną.
Stelio położył dłoń na przedwcześnie przygarbionem ramieniu lekarza mystyka i uśmiechając się zadeklamował słowa Petrarki:
„Non ego loquar omnibus, sed tibi, sed mihi et his...“
A już mu śmigał w wyobraźni połysk wpatrzonych weń źrenic nieznanych słuchaczy a wiernych uczni i zarazem, z doskonałą jasnością, czuł jak mu się układa w myśli to co ma mówić.
— Bądź co bądź — zauważył Piotr Martello — przyjemniej byłoby wywołać burzę śród tych tam ludzkich fali...
Stali oparci o narożny filar krużganku, twarzą zwróceni ku Piazccie, na której roiło się od ludzi różnego stanu i wieku.