Strona:Gabryel d’Annunzio - Intruz.djvu/93

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

odda mi się w ten sposób, jednym gestem prostym i niemym, którym „udzieli mi absolutnego przebaczenia i wróci do mnie całkowicie“.
Ona uśmiechnęła się. Chmura bólu przesunęła się po jej twarzy nadmiernie bladej, w jej oczach niezwykle zapadłych.
— Czy nie czujesz się teraz zdrowszą, odkąd tu jesteś? — spytałem się, podchodząc do niej bliżej.
— Tak, tak, lepiej — odpowiedziała.
A potem po chwili milczenia:
— A ty?
— O! ja jestem uzdrowiony. Alboż nie widzisz?
— Tak, to prawda.
W tych czasach, ilekroć mówiła do mnie, głos jej miewał jakąś intonacyę wahającą się i dziwaczną. która wydawała mi się pełną wdzięku, choć dziś niepodobieństwem jest dla mnie ją określić. Powiedziałbyś, że była bezustannie zajętą powstrzymywaniem jakiegoś słowa, cisnącego się jej na usta i szukaniem natomiast innego. Co więcej, głos jej, jeśli można tak powiedzieć, miał w sobie więcej coś „niewieściego“; utracił dawną swą stanowczość a nawet pewną część dźwięczności dawnej; przyćmił się, jak instrument, którego ton tłumi się z umysłu. Ale ponieważ głos ten dla mnie miał tylko serdeczne dźwięki, jakaż przeszkoda wzbraniała nam jeszcze uścisku? Ja-