Strona:Gabryel d’Annunzio - Intruz.djvu/74

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mi sprawiło potrącenie fizyczne, dostrzegłem wątłe ciało Arboria, którego oczy moje szukały mimowolnie. I ponownie obraz ohydny stanął mi przed oczyma.
Od owego dnia nie miałem już sposobności spotkania się z nim. Przestałem się nim zajmować i skutkiem tego nie spostrzegłem nic podejrzanego w postępowaniu Juliany. Po za kółkiem coraz to ciaśniejszem, w którem się obracałem, nie istniało dla mnie nic jaśniejszego, nic, coby mnie zdołało dotknąć, nic zrozumiałego. Wszystkie wrażenia zewnętrzne ześlizgiwały się po mnie, jak krople wody na rozgrzanem do czerwoności żelazie odskakują odeń, wyparowując.
Wypadki biegły naprzód szybkim krokiem. Pod koniec lutego, po ostatnim dowodzie podłości, między Teresą Raffo a mną nastąpiło zerwanie stanowcze. Wyjechałem do Wenecji, sam jeden.
Pozostałem tam miesiąc blisko, w stanie niepojętego rozstroju, w pewnego rodzaju odrętwieniu, które wzmagały jeszcze mgły i cisza lagunów.
Nie pozostało mi nic, prócz uczucia własnego mego opuszczenia pośród widm całej przeszłości. Przez całe długie godziny nie doznawałem innego wrażenia, prócz gniotącego bezustannie ciężaru życia i prócz lekkiej pulsacyi arteryj w mózgu. Przez długie godziny doznawałem tego dzi-