Strona:Gabryel d’Annunzio - Intruz.djvu/61

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wydała mi się teraz, czem była w rzeczywistości: kobietą młodą, niezmiernie elegancką, o twarzy łagodnej i szlachetnej, pełną wytworności fizycznej wyrafinowanej, promieniejącą wyrazem siły moralnej, krótko mówiąc, kobietą zachwycającą, mającą wszystkie dane na to, by być kochanką równie pożądaną dla ciała jak dla umysłu. „A gdyby rzeczywiście była czyją kochanką“ — pomyślałem wówczas. Bez wątpienia niepodobieństwem jest, aby niejeden z młodzieży nie starał się o jej względy, wielu ich krąży dokoła niej niezawodnie: zbyt głośnem jest, że ją tak zaniedbuję, zbyt głośnemi moje szaleństwa. A jeśliby uległa, lub jeśli niewiele brak już do tego, by uległa tym podszeptom? Jeśli nakoniec uznała, że niepotrzebnem jest i niesłusznem poświęcać dłużej swą młodość? Jeśli nakoniec znudziła jej się ta abnegacya? Jeśli zapoznała się gdzie z jakimś człowiekiem, wyższym odemnie intelektualnie, uwodzicielem zręcznym a głębokim, który ją natchnął ponownie ciekawością, który ją skłonił do zapomnienia o niewiernym? A jeśli utraciłem już jej serce, które zbyt często deptałem bez miłosierdzia i bez wyrzutów sumienia. Trwoga nagła mnie ogarnęła a serce ścisnęło mi się tak mocno, że pomyślałem: „Niema sposobu, wyznam moje podejrzenie Julianie. Spojrzę jej prosto w o czy, pytając: — Czy zostałaś mi jeszcze „wierną?“ — I będę wiedział prawdę. Ona nie jest zdolną do kłamstwa.“