Strona:Gabryel d’Annunzio - Intruz.djvu/55

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Nagle zrozumiała wszystko. Szybkim ruchem odwróciła się, wyprężyła się na poduszkach, aby mi w twarz spojrzeć i w tej pozie tragicznej ujrzałem znowu białka jej oczu, dziąsła jej bezkrwiste.
— Juliano — wybąknąłem, nie mogąc powiedzieć nic więcej, pochylony ku niej, w obawie, by nie zemdlała.
Ale spuściła powieki, poprawiła się na siedzeniu, skurczyła, zamknęła w sobie nagle, jakby przeszedł ją wielki jakiś chłód naraz. Pozostała tak kilka minut z oczyma zamkniętemi, z zaciętemi usty, nieporuszona. Tylko pulsacya arteryi mózgowej, widoczna na szyi i od czasu do czasu kurcz rąk, zwisłych bezwładnie, okazywały, że żyje.
Nie byłoż to zbrodnią? Tak, to było, pierwszą“ z moich zbrodni i bezwątpienia nie najmniejszą.
Wyjechałem w okropnych okolicznościach. Nieobecność moja trwała przeszło tydzień. Za powrotem i dni następnych sam podziwiałem bezwstyd mój cyniczny. Urzeczony byłem formalnie rodzajem czaru, który obalał we mnie wszelkie poczucie moralne i który czycił mnie zdolnym do wszelkich najcięższych niesprawiedliwości, najgorszych okrucieństw. Na ten raz jeszcze Juliana okazała siłę woli prawdziwie zdumiewającą; na ten raz jeszcze umiała milczeć. Wy-