Strona:Gabryel d’Annunzio - Intruz.djvu/460

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
LII.

Następnego dnia, jakkolwiek byłem okropnie osłabiony i z sił opadły, chciałem być obecnym na nabożeństwie w kaplicy, pogrzebie, na całej ceremonii.
Maleńki trup był już zamknięty w trumience białej, pokrytej płytą kryształową. Na czole miał wieniec z białych chryzantemów; w złożonych rączkach trzymał także kwiat białego chryzantema; nic jednak nie dorównywało białości woskowej małych jego rączyn, u których tylko paznokcie zachowały fioletową barwę.
Był tam Fryderyk, Jan Scordio, ja i kilku służących. Cztery gromnice płonęły spadając w łzach woskowych. Wszedł ksiądz, ubrany w białą stułę, za nim klerycy nieśli kropielnicę i krzyż. Uklęknęliśmy wszyscy. Ksiądz pokropił trumnę wodą święconą, mówiąc:
Sit nomen Domini...
Potem odmówił psalm:
Laudate, pueri, Dominium...