Strona:Gabryel d’Annunzio - Intruz.djvu/449

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
L.

Kiedy noc zapadła, Rajmund już nie żył. Wszystkie oznaki ostrego zatrucia kwasem węglowym ukazały się na tem drobnem ciałku zmartwiałem. Szczupła twarzyczka sina była i ołowiana; nos wyciągnął się; usta przybrały barwę ciemno-siną; z pod powiek wpół przymkniętych widać było cokolwiek białek matowych, na jednem udzie, blisko pachwiny, rozróżnić można było plamę czerwonawą. Zdawało się, że rozkład już się rozpoczął, tak przykrym był widok tego ciała dziecięcego, które przed kilku godzinami jeszcze różowe i delikatne pieściły palce mej matki.
W uszach szumiały mi jeszcze krzyki, łkania, słowa rozpaczy, wydzierające się z ust matki mojej, którą Fryderyk i kobiety uprowadzali z tego pokoju.
— Niech go nikt nie dotyka! Niech nikt go nie dotyka! Ja sama go umyję, ja go spowinę... ja... ja...
Potem nic już. Krzyki ustały. Chwilami słychać było trzaskanie drzwi. Ja zostałem sam. Prócz mnie był wprawdzie w pokoju jeszcze le-