Strona:Gabryel d’Annunzio - Intruz.djvu/448

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Pochyliłem się ku niej i mówiliśmy zblizka po cichu.
— Jest chory.
— Bardzo chory?
— Tak, bardzo chory.
— Czy umierający?
— Kto to wie? Może.
Nagłym ruchem oswobodziła ramiona i oplotła mi szyję. Policzek jej przycisnął się do mojej twarzy; i czułem jej drżenie, czułem chudość biednej jej schorowanej piersi. A kiedy tak dusiła mnie w uścisku, w moim umyśle zarysowała się złowroga wizya oddalonego pokoju; widziałem dziecko o oczach przyćmionych, zagasłych, matowych, o ustach zsiniałych; widziałem płynące łzy mojej matki. Nie było radości w tym uścisku. Serce moje ściskało się; dusza czuła się zrozpaczoną i samotną, tak schylona nad przepaścią ciemną tej drugiej duszy.