Strona:Gabryel d’Annunzio - Intruz.djvu/436

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i przerywany; widziałem gest ten, którym ofiarowała mi swoją miłość, widziałem ją samą na fotelu, po tym nieprzewidzianym dla niej ciosie, widziałem także wszystko to, co potem nastąpiło. Dlaczego dusza moja nie mogła już oderwać się od tych obrazów? Na nic nie przydało się rozpaczać; nie, na nic już. Było już zapóźno.
— O czem myślisz? — spytała mnie Juliana, która dotychczas przez czas mego milczenia, bolała może tylko nad moim smutkiem.
Nie ukrywałem przed nią moich myśli. A ona głosem, który wychodził z najtajniejszych głębia serca, słabym, lecz przenikliwszym niż okrzyk rozpaczy, wyszeptała:
— Oh! całe nieba były wówczas dla ciebie w mej duszy.
Po długiej przerwie, w czasie której bez wątpienia napowrót cofnęła do serca łzy, co nie spłynęły, dodała jeszcze:
— Teraz nie mogę cię już pocieszyć. Niema pociechy ani dla mnie, ani dla ciebie; nie będzie jej nigdy... Wszystko stracone.
Odparłem:
— Kto to wie?
I spojrzeliśmy na siebie. Jasnem było, że w tej chwili oboje myśleliśmy o jednem: o możliwej śmierci Rajmunda.
Zawahawszy się przez chwilę, chciałem ją spytać, czyniąc aluzyę do rozmowy, którą mieliśmy z sobą w ów wieczór pod wiązami.