Strona:Gabryel d’Annunzio - Intruz.djvu/431

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

łowałem nawet skupić się, zrozumieć ten fenomem dziwaczny. Miałem dziwny wstręt do wszelkiego rodzaju działalności; starałem się podtrzymać ten rodzaj apatyi sztucznej, która pokrywała tajemny rozwój wszystkich mych wzruszeń poprzednich; unikałem badania siebie, aby nie budzić rzeczy, które zdawały się zamarłe, które zdawały się nie tworzyć już części rzeczywistego mego istnienia. Podobny byłem cokolwiek do tych chorych, co utraciwszy władzę w połowie ciała, wyobrażają sobie, że obok nich w łóżku trup leży.
Fryderyk przyszedł zapukać do drzwi moich. Jakąż mi przynosi nowinę? Obecność jego wzruszyła mnie dziwnie.
— Wczoraj wieczorem nie widzieliśmy się — rzekł. — Powróciłem już późno. Jakże się czujesz?
— Ani źle, ani dobrze.
— Miałeś ból głowy podobno wczorajszego wieczora, nieprawdaż?
— Tak i dlatego to położyłem się wcześnie.
— Dziś jesteś formalnie zielony. Ach! mój Boże! kiedyż się skończą wreszcie te zmartwienia? Tyś niezdrów, Juliana wciąż nie wstaje jeszcze a przed chwilą spotkałem matkę przerażoną okropnie, bo Rajmund kaszlał dzisiejszej nocy.
— Kaszlał?
— Tak. Zapewne zwykłe to tylko lekkie przeziębienie; ale babka przesadza cokolwiek swoim zwyczajem...