Strona:Gabryel d’Annunzio - Intruz.djvu/412

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

bę lodowatą i wyjrzałem na dwór; ale mgła, spowodowana przez mój oddech, nie dozwoliła mi nic widzieć. Podniosłem oczy i spostrzegłem przez szybę górną roziskrzone gwiaździste niebo.
— Noc jest jasna — rzekłem, odstępując od okna.
W duszy miałem obraz nocy morderczej, jasnej, niby dyament, w chwili, kiedy oczy moje biegły ku Rajmundowi, zawieszonemu jeszcze u piersi mamki.
— A Juliana, czy jadła co dziś wieczorem? — spytała mnie matka z wyrazem serdecznego współczucia.
— Tak — odpowiedziałem niezbyt łagodnie.
I pomyślałem:
„Przez cały wieczór nie znalazłaś ani jednej minuty, by pójść do niej! Nie po raz to pierwszy tak ją zaniedbujesz. Oddałaś serce twe bezpodzielnie Rajmundowi“.