Strona:Gabryel d’Annunzio - Intruz.djvu/317

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
XXVII.

Nic nowego w Badioli. Moja nieobecność trwała bardzo krótko. Powitano radośnie mój powrót. Pierwsze spojrzenie Juliany wyrażało wdzięczność nieskończoną.
— Dobrześ zrobił, żeś przyjechał tak prędko — powiedziała mi matka z uśmiechem. — Juliana tu nie miała już spokoju. Spodziewamy się, że już nas teraz nie opuścisz.
I dodała, czyniąc aluzyę do jej stanu:
— Nie uważasz, jak bardzo już postąpiło? A czy też pamiętałeś o koronkach? Nie? Jak można było zapomnieć!
Od pierwszej więc chwili moja męczarnia rozpoczynała się nanowo.
Jak tylko pozostałem sam z Julianą, powiedziała mi:
— Nie spodziewałam się, że powrócisz tak prędko. Jakżem ci za to wdzięczna!
W pozie jej, w głosie była taka nieśmiałość,