Strona:Gabryel d’Annunzio - Intruz.djvu/256

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ki sposób w końcu utraciłam wszystko, do nadziei, bym mogła przed tobą ukryć prawdę, bym mogła zapewnić ci ocalenie; bo od pierwszych dni zaraz twoja matka odgadła stan mój. Czy przypominasz sobie ten dzień, kiedy stałam u okna i kiedy woń fijołków tak mnie raziła. Wtedy to twoja matka spostrzegła coś. Wyobraź sobie moje przerażenie! Myślałam:, Jeśli się zabiję, on dowie się tajemnicy mojej od matki. A kto wie, jak daleko sięgną konsekwencye błędu, popełnionego przezemnie?“ Dniem i nocą gry złam się w duszy, chcąc odkryć sposób ocalenia ciebie. W niedzielę kiedyś mnie spytał: „Czy chcesz, żebyśmy pojechali we wtorek do wilii Bzów?“ — przystałam bez zastanowienia, poddałam się przeznaczeniu, powierzyłam się potędze przypadku i losu. Byłam pewną, że ten dzień będzie ostatnim dniem moim. A ta pewność unosiła mnie, wprawiała w pewien rodzaj szału. Ale, Tullio, przypomnij sobie twoje słowa wczorajsze i powiedz mi, czy obecnie rozumiesz moje męczeństwo?... Czy je rozumiesz?
Pochyliła się, wyciągnęła ku mnie, jak gdyby dla zagłębienia mi w duszę swego pytania bolesnego i załamała splecione swe palce.
— Tyś nigdy nie przemawiał do mnie takim językiem, tyś nigdy nie miał tego głosu! Kiedyś tam, na ławce, spytał mnie: „Może to już zapóźno?“ — popatrzałam na ciebie i ulękłam się twojej twarzy. Mogłażem odpowiedzieć ci: „Tak, już