Strona:Gabryel d’Annunzio - Intruz.djvu/210

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

waniu, z oczyma zwróconemi na wielką konstelację, która w moich zmęczonych oczach zdawała się wciąż przybliżać. Nie wiedziałem doprawdy, na co oczekuję. Błąkałem się. Miałem szczególniejsze uczucie próżni tego nieba niezmiernego. Niespodziewanie podczas tego rodzaju przerwy niezdecydowania, jak gdyby w głębinach bez świadomości niewiedzieć jakie tajemnicze, odurzające wyziewy oddziaływały na moją istotę, wystąpiło nagle pytanie, którego jeszcze nie zrozumiałem dobrze: „Coście zrobili ze mnie?“ I wizya martwego ciała, na chwilę odsunięta, ukazała się napowrót przed memi oczyma.
Moje przerażenie tak wzrosło, ze nie wiedząc, co czynić zamierzam, odwróciłem się, wyszedłem szybko i zwróciłem się ko pokojowi Juliany.
Spotkałem miss Edytę na korytarzu.
— Zkąd pani idzie? — spytałem jej.
Spostrzegłem się, że moje pojawienie zdziwiło ją niepomału.
— Zaprowadziłam Natalkę do pani, która chciała ją widzieć; ale musiałam ją tam pozostawić. Nie sposób było skłonić ją, żeby powróciła do swego łóżeczka. Płakała tak okropnie, że pani zgodziła się na zatrzymanie jej na noc u siebie. Miejmy nadzieję, że Mania przynajmniej się nie zbudzi...
— Ach! więc...
Serce biło mi tak gwałtownie, że nie mogłem mówić z jakimkolwiek związkiem.