Strona:Gabryel d’Annunzio - Intruz.djvu/189

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Co do niebezpieczeństwa, na jakie narazić mogłaby Julianę nowa ciąża?
Nie mówiłem zupełnie z doktorem i nie wiedziałem, co odpowiedzieć. W zakłopotaniu powtarzałem tylko:
— Dlaczego?
Ona wahała się znowu.
— Alboż nie spostrzegłeś się, że Juliana jest w odmiennym stanie?
Uderzony, jak obuchem w same piersi, z początku nie pojąłem całej prawdy.
— W odmiennym stanie! — wyszeptałem.
Matka moja ujęła mnie za ręce.
— I cóż, Tullio?
— Nie wiedziałem...
— Ależ przerażasz mnie. Doktór więc...
— Tak, doktór...
— Chodź, Tullio, siadaj.
I pociągnęła mnie na otomanę. Patrzała na mnie z przestrachem, czekając, żebym przemówił. Przez kilka sekund, jakkolwiek siedziała przedemną, nie widziałem jej zupełnie. Potem nagle światło rażące, brutalne, oświeciło mój umysł i dramat cały ukazał mi się przed oczy.
Odzie znalazłem siłę odporną? Kto mi zachował rozum? Niezawodnie czerpałem w nadmiarze boleści i grozy to bohaterstwo, które mnie ocaliło.
Zaledwie odzyskałem wrażliwość fizyczną i pojęcie przedmiotów zewnętrznych, zaledwie zoba-