Strona:Gabryel d’Annunzio - Intruz.djvu/136

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— A i ja sam nie byłbym poznał całej rozciągłości mego uczucia. Za pierwszym razem, kiedym odszedł od ciebie, czyż nie sądziłem, że wszystko było już skończone? Szukałem sobie innej namiętności, innej gorączki, innego upojenia; chciałem życie całe ogarnąć jednym uściskiem. Tyś mi nie wystarczała. I przez lata całe wyczerpywałem się w srogim trudzie, oh, tak srogim, że dziś brzydzę się nim, jak galernik brzydzi się kaźnią, w której żył, umierając codnia potrochu. I trzeba mi było błąkać się z ciemności w ciemność przez lata całe, zanim stało się światło w mej duszy, zanim ukazała mi się wreszcie ta wielka prawda, żem kochał jedną tylko kobietę i że kobietą tą byłaś ty jedyna. Ty jedna, jedyna na świecie jesteś dobrocią i słodyczą; tyś najlepszą, najdoskonalszą i najsłodszą z istot ludzkich, jakie tylko wymarzyć można, tyś jedyną! A tyś była w domu moim przez ten czas, kiedym cię szukał daleko... Czy rozumiesz teraz? Czy ty rozumiesz? Byłaś w moim domu przez ten czas, kiedy ja cię szukałem daleko. O! powiedz mi, czy to wyznanie nie zrównoważy wszystkich łez twoich, czy nie jest za nie dostatecznym ekwiwalentem? Czy nie pragnęłabyś teraz wylać ich więcej, więcej jeszcze, byle okupić niemi tę pewność?
— Tak, więcej jeszcze — wymówiła tak cicho, że zaledwie zdołałem dosłyszeć.
Było to tchnienie raczej na pobladłych war-