Strona:Gabryel d’Annunzio - Intruz.djvu/127

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
VIII.

I oto co zaszło. Nie znajduję słów na opisanie wrażenia, jakiego doznałem, posłyszawszy odgłos dzwoneczków i turkot powozu oddalającego się i unoszącego Fryderyka ku Casal Caldore. Odezwałem się do Kaliksta, odbierając klucze z rąk jego z widoczną niecierpliwością:
— Teraz możesz już odejść. Zawołam cię później.
I zamknąłem sam drzwi kraty żelaznej za starcem, który wydał mi się cokolwiek zdziwionym i niezadowolonym z tak nagłej odprawy.
— Jesteśmy więc tu nareszcie! — zawołałem, skoro tylko zostaliśmy sami z Julianą. I cała fala szczęścia, co zalewała mi serce, zadźwięczała mi w głosie.
Byłem szczęśliwy, szczęśliwy, nieopisanie szczęśliwy; zostawałem jakby pod czarem niezmiernej jakiejś halucynacyi szczęścia nieoczekiwanego, niespodziewanego, które przetwarzało całą moją istotę, budziło i zdwajało w nieskończoność to wszystko, co było jeszcze we mnie młodego i dobrego, odosobniało mnie od świata, koncentrowa-