Przejdź do zawartości

Strona:Gabryel D’Annunzio - Dzwony.djvu/85

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

naprzód, prowadzili wesoło rozmowę przy hałasie muzyki, która ich może jeszcze więcej podniecała i upajała. A ja, ja czułem się tak biednym, że idąc wzdłuż mostu, miałem szaloną myśl rzucić się z niego, aby raz koniec tej męce położyć. Questori także teraz milczał i dostrzegłem z jaką uwagą śledził ponętne kształty Ginevry, jak pochłaniała go żądza. Różni mężczyźni spotykali nas, obracali się kilkakrotnie, ażeby na nią spojrzeć, a we wszystkich oczach płonęła ta sama pożądliwość. Zawsze i zawsze było to samo, gdy przechodziła wśród mężczyzn, jakby wśród tumanu zmysłowości. Zdawało mi się, że zmysłowość ta zanieczyszcza dokoła powietrze. Zdawało mi się, że wszyscy ci ludzie pożądali tej kobiety, uważając ją za łatwą do zdobycia. Coraz szerzej rozchodziły się fale dźwięków w rażącem świetle słonecznem, wszystka zieleń mieniła się na drzewach; koła powozów sprawiały w moich uszach huk ogłuszający. A wśród tego światła, tego zgiełku, tych tłumów, wśród tego zamieszania, patrząc na żonę, która się w mojej obecności dała temu człowiekowi na złą drogę sprowadzać, opanowany uczuciem, że ze wszystkich stron grozi mi pożądliwość, myślałem ze strasznym

Dzwony.6
— 81 —