Przejdź do zawartości

Strona:Gabryel D’Annunzio - Dzwony.djvu/135

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Najprzód odbyli towarzysze poważną naradę, rodzaj konsylium. Następnie zbadali wrzód, który urósł do wielkości pięści. Zewnętrzna powłoka, niedawno do gniazda os podobna, tworzyła teraz jednolitą skorupę.
Massacese rzekł:
— Dalej! Śmiało!
Miał objąć rolę chirurga. Próbował na paznokciu ostrości nożów i wybrał w końcu nóż starszego Talamonte’a, bo świeżo był ostrzony. Powtórzył:
— Dalej! Śmiało!
I jego i innych porwała niecierpliwość.
Chory wydawał się teraz jakby ogłuszonym: z oczami w nóż wlepionemi, z napół otwartemi ustami, ze zwieszonemi bezradnie ramionami, stał jak idyota.
Ciru kazał go posadzić, zdjął mu opaskę i wstrząsnął się ze wstrętu.
W milczeniu i z naprężoną uwagą pochylili się wszyscy nad raną.
Massacese rzekł:
— Tak i tak.

I oznaczył przytem końcem noża jak należy krajać.

9*
— 131 —