Przejdź do zawartości

Strona:Gabryel D’Annunzio - Dzwony.djvu/136

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Gialluca wybuchnął nagle płaczem. Łkanie wstrząsało całem jego ciałem.
— Odwagi! Odwagi! — powtarzali marynarze i trzymali go silnie za ramiona.
Massacese rozpoczął operacyę. Przy pierwszem poruszeniu klingi wrzasnął na cały głos Gialluca; potem zacisnął szczęki i słychać już tylko było jakby ryk tłumiony.
Massacese krajał zwolna, ale pewną ręką, wystawił przytem język, jak to było jego zwyczajem, gdy chciał coś ze szczególną dokładnością zrobić. Ale statek kołysał się straszliwie, i cięcie było nieregularne; nóż wchodził raz więcej, to znów mniej głęboko. Przy silniejszych wstrząśnieniach dostawała się klinga do zdrowego ciała. Gialluca po raz drugi wrzasnął i bronił się, cały krwią zalany, jak bydlę pod rękami rzeźnika. Nie chciał już.
— Nie, nie, nie!
— Nie ruszaj się! Nie ruszaj się! — krzyczał Massacase, któremu zależało na tem, żeby swoje dzieło doprowadzić do końca, z obawy, że przerwana operacya może jeszcze niebezpieczeństwo powiększyć.

Morze ciągle jeszcze wzburzone, rozbijało

— 132 —