Przejdź do zawartości

Strona:Gabryel D’Annunzio - Dzwony.djvu/113

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mój dom, zamieszkał u mnie jako pensyonarz... A ja, ja byłem dalej niewolnikiem i dalej drżałem. Czy potrzeba panu teraz jeszcze przedstawiać rozwiązanie tych faktów? Czy muszę je wyjaśnić? Czy wydaje się ono panu może szczególnem? Czy mam panu może mówić o cierpieniach Cira? o jego niemym, tłumionym gniewie, o jego cierpkich słowach, ponad które przeniósłbym każdą truciznę, o nagłych krzykach i łkaniach w nocy, że stawały mi włosy na głowie, i o strasznych, śmiertelnych kurczach, które go napadały w łóżku. A jego łzy, jego łzy, które czasami bez końca zaczynały spływać, które, jedna po drugiej, perliły się w oczach niezaczerwienionych, bez blasku... Ach, mój panie, trzeba było to dziecko zobaczyć płaczące, żeby wiedzieć jak dusza płacze.
Zasłużyliśmy na niebo. Jezusie! Ty, Jezusie! czy nie zasłużyliśmy na niebo?


Dziękuję panu, mój panie, dziękuję. Mogę mówić dalej. Pozwól mi pan dalej mówić, bo inaczej nigdy nie dojdę do tego, żeby panu koniec opowiedzieć. Jesteśmy już blisko tego, pan

— 109 —