Strona:Gabrjela Zapolska-Kaśka-Karjatyda.djvu/345

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jeszcze sokiem konfitur. Nagle, jak strzała, wpada do domu, a otworzywszy drzwi, krzyczy od progu;
— Mutter! Rewision!
W wypadkach nadzwyczajnych posługiwano się rodzinnym językiem, Sznaglowa więc równą miarą odpłaciła, wrzasnąwszy:
— Ach, Gott!
I obie, jakby pchnięte jakąś siłą, wpadły do izdebki, zajmowanej przez Kaśkę. Madi rzuciła się pierwsza do łóżka chorej.
— Sie muss weg!
Sznaglowa nie odpowiedziała nic, tylko drżącemi rękami zaczęła zrywać z Kaśki kryjące ją szmaty.
Kaśka, przerażona, drżąca, spoglądała na obie kobiety, jak zwierzę ranione śmiertelnie, szarpane jeszcze przez zgraję psów.
— Ty! wstawaj! — wołała Madi, — policja idzie po ciebie, musisz stąd pójść, bo inaczej wezmą cię do więzienia.
Kaśka zrozumiała tylko jedno słowo — policja. Więc znów ją ścigają? — nawet teraz, w tej chwili nie dadzą jej spokoju? Przytem czuła, że ją wypędzają; rozumiała, że te dwie kobiety nie dozwolą jej zostać ani sekundy dłużej pod swym dachem.
I nadludzką siłą woli, właściwą tylko zrozpaczonym kobietom, podniosła się z łóżka i stanęła na podłodze. Sznaglowa zarzuciła na nią obszarpaną spódnicę, a Madi jakieś porwane i objedzone przez mole futerko, pokryte trzęsącymi się łachami. Na bose nogi wtłoczyły jej wielkie kalosze — i chwiejącą się, straszną, bladą jak chusta, wyprowadziły poza próg domu.
Jeszcze był czas. Krzaki zakrywały schodki od strony rozstawionych po drodze łapaczy, którzy wolnym krokiem posuwali się naprzód. Kaśka mogła zejść na drogę niepostrzeżenie i przesunąć się pomiędzy gromadą policjantów. A zresztą, cóż to obchodziło Sznaglowę? jej szło tylko o usunięcie chorej z mieszkania, o nic więcej. Gdy ten główny dowód był usunięty, nic jej zarzucić nie można było. Gdyby nawet Kaśka, złapana, przyznała się do wszystkiego i wskazała jej dom, jako miejsce swego pobytu, ona mogła