Strona:Gabrjela Zapolska-Kaśka-Karjatyda.djvu/330

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

bości Kaśki zbliżał się z dniem każdym. Ona sama, blada, wystraszona, włóczyła się bezczynnie prawie, pilnowana na każdym kroku przez Sznaglowę. Ta ostatnia świetne pokładała nadzieje i wzięła nawet zadatek z zamożnego bankierskiego domu, w którym także za kilka tygodni spodziewano się potomka. Tam miała Kaśka po urodzeniu dziecka wejść w służbę jako mamka, a Sznaglowa pobierać pensję, niby dla umorzenia długu, zaciągnionego przez Kaśkę w przeciągu tych kilku miesięcy. Sznaglowa zabierała w ten sposób cały dochód Kaśki i otrzymywała odpowiednie wynagrodzenie za nastręczenie mamki, wynagrodzenie tak sowite, że samo mogło szczodrze wystarczyć jako zapłata za koszta utrzymania i wyżywienia dziewczyny. Kaśka czuła, że zaprzedała się w niewolę, ale stała się nieczułą na to, co ją tu spotykało. Wobec przykrych cierpień fizycznych, strasznego osłabienia, dojmujących boleści, jakie przeszywały jej wnętrzności, wobec trwogi na myśl o ostatecznej chwili, wszystko inne zdawało się jej drobnostką. Madi starała się dodać jej otuchy po swojemu, to jest, opowiadając o strasznych cierpieniach i męczarniach, kobiet, jakich była świadkiem.
— Powiadam ci, Kaśko, to kolosalne, podobno, ale zresztą przekonasz się sama, czy to prawda, i powiesz mi później. Mnie się zdaje, że one wszystkie trochę przesadzają!
Ciszej było teraz w domu, bo Fina pojechała do ciotki na miesiące letnie, zabrawszy ze sobą wszystkie romanse — a średnia, skrofuliczna dziewczynka zmarła po prostu z wycieńczenia.
Nikt oprócz Kaśki nie zwracał uwagi, że dziecko nikło coraz bardziej, chyląc główkę, jak uwiędły kwiatek. Pewnego poranku znaleziono ją martwą na brzegu sienniczka. Spała zwinięta w kłębek, blada, z zaciśniętemi rozpaczliwie piąstkami. Miała, tak jak zwykle, wygląd zabiedzonego kociaka. Usunięto czemprędzej Kaśkę z kuchenki i zabrano się do chowania dziecka. W kilka godzin już wynoszono biedną, białą trumienkę, nieoznaczoną żadnem nazwiskiem.
Dziecko to nie nazywało się wcale.
Była to piękna, słoneczna niedziela. Kaśka po-