Strona:Gabrjela Zapolska-Kaśka-Karjatyda.djvu/184

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sukni trzymała białą wstęgę z napisem: „z powinszowaniem imienin“, a na odwrotnej karcie wielkiemi literami wypisano:
„Od Jana Viebika, pannie Katarzynie na dowód szacunku i życzliwości, w dniu św. Katarzyny roku bieżącego“.
Kaśka nigdy nie widziała tak pięknego biletu. Mój Boże! i to dla niej! Ach! zaraz zatknie go za ramę świętego obrazu. Przecież Matka Boska nie pogniewa się o to.
Ale jeszcze nie koniec.
Jan wydobywa paczkę i kładzie ją na stole. W paczce tej jest para ciepłych pończoch czerwonych z niebieskim, w paski i ciepłe włóczkowe rękawiczki, całe fioletowe z pięknym zielonym szlaczkiem.
Nie! stanowczo, Kaśka doprawdy nie zasłużyła na tyle dowodów dobroci; jakże można wydać na nią tyle pieniędzy? I z oczyma łez pełnemi dziękuje Janowi za otrzymane prezenta; on nadyma się, dumny z okazanej galanterji, która go kosztowała wprawdzie kilka szóstek, ale uchylić się od przyniesienia prezentu nie mógł.
I on przecież wie, co się komu należy, i już nie z jedną dziewczyną miał do czynienia.
Kaśka za resztę swej pensji kupiła dnia tego trochę piwa i „waniljówki“. Wydobyła więc flaszki z ukrycia i stawia je przed Janem. On wykrzykuje na widok podobnej fety. Owszem, dziś chętnie coś przetrąci, bo ma właśnie apetyt.
I zabiera się do pałaszowania podanej przez Kaśkę przekąski, odkładając nóż i widelec, jako sprzęty zupełnie w tym razie zbyteczne.
Kaśka stoi tuż przy nim, uśmiechnięta, zadowolniona, dolewając co chwila likieru do wypróżnionego kieliszka. Sama się napiła trochę na wyraźne żądanie Jana, i gorąco jej teraz tak, że nie wie, co ze sobą zrobić. Włożyła na ręce fioletowe rękawiczki, grube, śmieszne z jednym palcem, ale bardzo praktyczne do miasta na zimę. Pończochy leżą nieopodal. Jan proponuje, aby je przymierzyć.
Kaśka ze śmiechem odmawia.