wanym wstrętem. Nigdy wszakże nie zrobił jej żadnej wymówki, tylko klął w czasie jej nieobecności, gdy otwarta szuflada przedstawiała widok niezadawalniający. Był on napozór względnie dobrze wychowanym człowiekiem i miał pewną delikatność, gdyż otwarte przyznanie się do wyzyskiwania kobiet mogłoby mu popsuć dalszą karjerę. Stosował się więc w milczeniu do pogorszonej sytuacji, ale oglądał się za czemś lepszem, przynoszącem mu większy dochód, któryby mu pozwalał żyć lepiej i jadać w przyzwoitszych restauracjach. Uwaga jego zwróciła się na... Kaśkę. Któż mógł być lepszym materjałem do wyzyskania, jak ta dziewczyna łagodna, cicha, pełna siły, a zarazem bezsilna wobec ostro postawionego żądania? Patrząc na długą linję jej grzbietu nad kuferkiem pochylonego, Feliks powziął nagle myśl zużytkowania dla siebie tej młodej, zdrowej istoty, która mogła znieść wiele w zaprzęgu i nie zużyć się tak łatwo jak Rózia.
— Panna Kasia idzie na spacer? — zapytuje z niezwykłą uprzejmością, widząc, że dziewczyna wydobywa z kufra czysty, biały kaftanik i odkłada go na bok.
— Nie, panie Feliksie, przenoszę się tylko — odpowiada Kaśka, szukając pomiędzy bielizną pocerowanych pończoch.
Panna Kasia idzie do służby?
— Idę.
Chwila milczenia. Kasia wyszukała pończochy, ale z rozpaczą dostrzega na jednej niewielką dziurę na pięcie. Siada więc na brzegu kuferka i sięgnąwszy ręką, dobywa małe pudełko od proszków seidlickich, pełniące funkcję neseserki lub kasetki do robót. W pudełku znajduje trochę bawełny, naparstek i dużą igłę zardzewiałą. Wsuwa pończochę na lewą rękę, a wyciągając piętę na złożonej pięści, rozpoczyna cerowanie. Szyjąc, przechyla za każdym sztychem głowę i zacina usta z wyrazem nadzwyczajnej uwagi. Feliks podwaja uprzejmość i powoli wstaje z pościeli.
— Po co panna Kasia idzie do służby? — pyta, przeglądając się w małem kieszonkowem lusterku.
— Jakto po co? Ażeby nie zdechnąć z głodu — odpowiada Kaśka, nie podnosząc głowy.
Strona:Gabrjela Zapolska-Kaśka-Karjatyda.djvu/043
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.