Strona:Gabrjela Zapolska-Kaśka-Karjatyda.djvu/042

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

a dwa listy Banku hypotecznego datowały się z owych czasów, w których, oprócz utrzymania Feliksa, mogła Rózia odłożyć coś na czarną godzinę. Wprawdzie nieraz dokoła ich mieszkania krążyły postacie rozmaitych mężczyzn, starszych i młodszych, którzy zaglądali z pewną niecierpliwością do bramy i głośno kaszlali, spacerując pod oknami, a Rózia, najczęściej pod pozorem odwiedzenia chorej przyjaciółki lub ciotki, wybiegała na miasto i wracała dopiero po kilku godzinach, — ale Feliks udawał, że tego wszystkiego nie dostrzega. Udając sen twardy, widział wszystko i domyślał się prawdy, lecz nie robił żadnych awantur. Po co? Tak było lepiej obojgu. Zżółkła jego maska uśmiechała się mimowoli, gdy Rózia z nadzwyczajnym strachem pochylała się nad nim, aby się przekonać, czy nie słyszał, że powróciła o tak późnej porze.
Dla niego mogła powrócić i rano. To mu było zupełnie obojętnem. W swej pogardzie dla kobiety nie pojmował, co to jest szczęście, wynikłe z przeświadczenia o wyłącznem posiadaniu ukochanej i kochającej istoty. Wszakże nie przeszkadzało to pewnemu artystycznemu zmarszczeniu brwi, gdy Rózia opowiadała o niezmiernie zajmującej historji obok mieszkającego szewca, który żonę swoją złapał na niewierności małżeńskiej.
— Gdyby tak na mnie — mówił, usiłując wydąć swoją drobną, zawiędłą postać, — zabiłbym psubrata na miejscu.
A Rózia spuszczała głowę i drżała ze strachu, marząc o morderstwie, krwi, sądach przysięgłych, kryminale...
I powoli, z coraz większą zaciekłością, czepiała się Feliksa, pragnąc tylko jego pocałunków i pieszczot. Pozrywała dawne znajomości i zaczęła być wierną na wielką skalę, z uporem kobiety, której bezgraniczna namiętność znalazła wreszcie ukojenie. Przytem stawała się coraz więcej nerwową, krzykliwą i zawiędłą w tym bezustannym dymie cygar i zgniecionej, wilgotnej atmosferze. Nie dbała o nic i nie troszczyła się nawet o byt materjalny.
Feliks, od pewnego czasu znacznie w swoich wydatkach ścieśniony, patrzył na Rózię z dobrze masko-