Strona:Gabrjela Zapolska-I Sfinks przemówi.djvu/84

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
„Wiele hałasu o nic“, Szekspira

— Szekspir nie ma racji bytu na teraźniejszej scenie. zresztą może... „Kupiec Wenecki“, bo to trochę interesujące, a co już „Hamlet“... nie, nie — to wprost komiczne. Nie mówię już nic o „Makbecie“, bo ta cała awantura z myciem rąk jest poprostu niechlujna... Tak! tak! niech pani tak na mnie nie patrzy — ja wiem, co mówię. Ja mam zdrowy rozum — a potem te wszystkie wasze Ibseny i inne Szekspiry są ciemne i nudne. Zresztą... ja nie lubię Anglików!
Tak powiedział Sarcey, słynny Sarcey, ongi wyrocznia Paryża — ba, świata całego. Gdy tak patrzyłam na jego śmieszną twarz, przypominającą maskę Solskiego w roli Ciarki — i słuchałam jego słów, zdawało mi się, że ktoś bije bardzo tłustą pięścią po marmurze. Pięść posiniała, a marmur zawsze biały, lśniący i czysty.
Dokoła Sarceya wspaniale było i bogato. Całe setki książek oprawnych w szafach — biuro, jak u ministra, przy biurku on, olbrzymi i jowialny, naprzeciw niego sekretarz, spisujący cenne zdania mistrza. Z tego gabinetu wypływały sądy, które wodewilistom dawały sławę wszechświatową i krociową fortunę, które „Hanusię“ Hauptmana zesiekły rózgą bezrozumnej satyry i drwin. Wszyscy drżeli przed tą tłustą dłonią, która biła z taką werwą po marmu-