Przytem Roman umie nosić kontusz, nie jest w nim skrępowany, co wiele znaczy. Trochę więcej zadomowienia a mniej wystawy w pierwszym akcie byłoby się zdało z początku, ale już w scenie z Baśką wszystko się wygładziło i od tej chwili Roman rolę dźwignął i doprowadził ją do końca silnie i konsekwentnie. O p. Chmielińskim z najwyższą przychodzi mi pisać przyjemnością. Mądry to artysta, wykształcony i obdarzony jedną z najpiękniejszych w Polsce dykcyj. Rzec można śmiało, iż w Chmielińskim pozostała tradycja szlachetnej wymowy i wielkiego czaru słowa, jaką miał Królikowski. Rola Jaksy jest jedną z najlepszych kreacyj Chmielińskiego. Chwalić go? To za mało. Tę grę trzeba widzieć i słuchać, wpatrywać się, odczuwać razem z artystą wszystko, co on ze siebie w tę rolę włożył. Chmieliński w tę rolę, jak to mówią, „wszedł“, i ani na chwilę nie wysunął się poza kontury, jakie sobie z największą maestrią nakreślił. Tę siłę ma zawsze Chmieliński, widać, iż obmyśli postać, postawi ją przed sobą skończoną, a nawet wycieniowaną i dopiero w nią „wchodzi“. Stąd jest jego spokój w grze. Role jego są jak suknie, wybornie skrojone, wykończone i bez „poprawek“ odrazu do kształtów przylegające. Z animuszem, werwą i wielką rutyną odegrał rolę Trzaski p. Woleński. Wyglądał w kontuszu ślicznie, miał temperament i werwę młodzieńczą. Bardzo ładną scenkę miłosną w akcie trzecim odegrał z idyllicznym podkładem i ujął nią słuchaczy. Inni artyści grali doskonale.
Ansamble płynęły gładko, choć były bardzo trudne i wiersz, jakkolwiek pisany ręką mistrza, ciężki był dla artystów do strawienia. Wystawy wielkiej w „Baśce“ niema — to, co było — miało charakter i dobrze się nadawało do całości. Popsuł wszystko mazur — i tancerki z pod ciemnej gwiazdy, które wpadły, mizdrząc się do publiczności, jakby tańczyły conajmniej walca w „Fauście“. Czy te panie nie mogą swych uśmiechów zachować do... „Fatinicy“ lub innej tego rodzaju wytwornej, a odpowiedniej dla nich sztuki?
— | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — |