Strona:Gabrjela Zapolska-I Sfinks przemówi.djvu/164

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

że tacy ludzie, jak Malczewscy, jak ów dziekan, jak Szymek, jak Józef — to nie wyjątki, ale cały prawie ogół i że dla nich zbrodnia profesora Bańkowskiego jest najcięższą, nieprzebaczalną zbrodnią i że oni sami, gdyby przebaczyli — czuliby się niejako wspólnikami tej zbrodni, tak dalece surowość ich zasad jest nieskalana.
Ich sumienie mówi im, że oni inaczej postąpić nie mogą, bo każde ustępstwo będzie — odstępstwem. I mają rację. Tylko taki, silnie spojony łańcuch energicznych dłoni może być dostateczną zaporą przeciw niemieckiej lawinie. Nawet słabości serca okazać im nie wolno. Żyją dla obowiązku i na posterunku umierają, wpatrzeni, jak w gwiazdę przewodnią, w jedną ideę. Ocalić ziemię, utrzymać się przy niej, dzióbem i pazurami bronić swych gniazd, swych dworów, swych zagonów, swych lasów! To nasze — nasze własne! i nadstawiają pierś, w którą walą kruki, a od kruków aż ciemno. Ale przed silnie zwartym szeregiem i kruki ustąpić muszą. Nagle — w takim szeregu zrobił się wyłom. Jeden, znużony walką, wyczerpany, w przededniu ruiny — padł martwy. Szeregi się ścisnęły — wyłomu nie znać, choć kruki, zwabione światłem gromnicy, już się zleciały.
I znów cały szereg będzie stał silnie, bronił zagonów, bronił dworów, bronił lasów — bo to... nasze, nasze, nasze!...

Pan Rakowski ma talent dramatopisarski. Odłączam tu w tej chwili ideę patriotyczną, która zwykle oddziaływa dodatnio na masy i dobrze dla autora usposabia publiczność. Poza myślą piękną, szlachetną, która, jak pochodnia, goreje od chwili podniesienia zasłony, aż po jej zapadnięcie zupełne — jest jeszcze nastrój, nie wywołany taniemi efektami tyrad, ale samą grozą chwili, jest to „coś“ — co każe bardzo poważnie widzowi słuchać każdego słowa, wpadającego nie w sam mózg, ale dostającego się do głębi duszy. Ażeby wywołać wrażenie, musi być w autorze wielka wiara w to,