Strona:Gabrjela Zapolska-I Sfinks przemówi.djvu/128

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
„Oj młody! młody!“, Fredry-syna.

Nie — młody, młody! zawołać należy, wysiedziawszy się na owej farsie — ale: oj głupi, głupi! Bo ten cały Józio, około którego lawiruje aż osiem spódniczek, przedstawia się jako wzór skończonego głupca, o porządnie rozwiniętych zwierzęcych instynktach. I to ma być „młodość“, ta młodość, co to nad poziomy wzlatuje! co jest wiosna życia i życia burza, pełna zapału, pragnień, dążeń — która pożera, pochłania wiedzę — wszystko, co wieki przed tą potężną, wszechwładną panią świata, młodością, składają! A jeśli już młodość ma być koniecznie szaławiłą miłosnym, to mamy w naszej literaturze dramatycznej taki typ szczerze młodego — typ wiecznie piękny i pełen niewysłowionego uroku, mamy Gucia ze „Ślubów“!
I gdy porównamy tego Gucia z tym Józiem, płaskim głupcem, ogarnia poprostu gniew i śmiać się nie można z tych niby pustot panicza na wakacjach, który zakrawa na jakiegoś erotomana i kwalifikuje się raczej do czubków, niż do studjów scenicznych. Myśmy przywykli już widzieć innych młodych, przeciążonych nauką, zmęczonych i wyczerpanych umysłową pracą, ogarniających wzrokiem wcześnie obowiązki społeczne.
Tacy Józie, to dziwolągi, które mogły się lęgnąć kiedyś, kiedyś... gdy było jeszcze puściej i weselej na świecie, choć w naszym kraju dawno już młodzieży nie było pusto ani