Strona:Gabriele d’Annunzio - Notturno.djvu/44

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

leży Giorgio Fracassini. Potem milcząc, ściska mi dłoń i odchodzi.
Słyszę łoskot motoru jego łodzi. A potem znowu zalega milczenie.

Około północy przychodzi komendant Giulio Valli. Siada koło mnie. Mówi do mnie o zmarłym.
Słowa żalu, pełne przywiązania, wyrzuty sumienia. Przyznaje, że siłom Giuseppa Miraglii nałożono wszystko, co tylko podjąć mogły i — nadto.
W pierwszych dniach wojny wzlatywał przeciw wrogowi na marnym aparaciku i z pistoletem Mauzerowskim. Tak bronił Wenecyi, podglądał Polę.
Mówił mi o zaufaniu, które ten lotnik pokładał we mnie, i które on budził u mnie nawzajem do siebie. Dwa dni temu Giuseppe Miraglia powiedział mu: „Gdybym zaproponował Gabryelowi d’Annunzio lot na Wiedeń, odpowiedziałby z prostotą; „Idźmy!“ zająłby swoje małe miejsce i nieodwróciłby się wstecz.“[1]
Komendant wyraża swój żal nad rozdarciem tej pary, która miała tak wielkie plany i zdolną była je wykonać.
Ból mój wchłania, obraca, porywa jak wir jego spokojne słowa.
Giuglio Valli jest przedni umysł, filozof, nieco ironiczny, przytem jednak pobłażliwy, silny a giętki, nadający się do zrozumienia i ocenienia takiej natury jak Giuseppa Miraglii.

Około drugiej przed ranem odchodzi. Polecam Luigiemu Bologna i Carlowi della Rocca, aby poszli spocząć. Silvio Montanarella ma przyjść o czwartej.

  1. W rzeczy samej D’Annunzio w lecie 1918 wyprawił się do Wiednia i zrzucał proklamacye.
3*35